Apteka jest placówką ochrony zdrowia publicznego, w której osoby uprawnione świadczą w szczególności usługi farmaceutyczne. Bardzo zgrabna i syntetyczna definicja.
Pamiętajmy jednak, ze w ujęciu fiskalnym apteka jest wysoko wyspecjalizowanym sklepem, a podstawą jej działalności jest sprzedaż.
Marże nasze bolesne 🙂
Rozpatrywanie podstaw działalności aptek przez pryzmat sztucznego podziału na: nieelegancką i szkodliwą sprzedaż wobec pożądanej i „lepszej” aktywności usługowej jest nieobiektywne.
Sprzedaż podstawowego asortymentu, jakim są leki, w sporej części refundowane, jest mało rentowna, o ile w ogóle. Wiemy, że to wynik mechanizmu wprowadzonego refustawą, obowiązującego od 2012 r. Marże na leki refundowane, podstawowy asortyment apteki, są więc niskie. Pamiętajmy jednak, że obrót towarem, jakim jest lek, też jest kosztowny.
Koszty “potransakcyjne”.
Apteka ponosi koszty przecen leków refundowanych, niezależnych od nas a dyktowanych przez ustawodawcę co 2 miesiące, koszty utylizacji produktów przeterminowanych, powstających, gdy zmienia się „moda” na konkretny preparat np. w długopisach osób wystawiających recepty. Leki wydawane na podstawie recepty lekarskiej nie mogą być przecież przecenione i zrotowane jak serek terminujący się w markecie. Trochę brakuje też świadomości, że apteka musi mieć określoną powierzchnię, co dyktuje wysokość uiszczanego czynszu i w końcu musi zapewnić odpowiednie warunki przechowywania samych produktów, a to też nie jest za darmo.
Czy rentowność jest nieelegancka?
Odrzucając dyskurs o konieczności utrzymania opłacalności obrotu lekiem, stajemy się niepoważni. Bo kto bagatelizuje problem dochodowości głównej działalności operacyjnej? Albo osoba, która nie potrafi zarządzać firmą, albo nie zależy jej na rentowności, bo prowadzi inną rentowną aktywność w szarej strefie… I tak na to patrzą ekonomiści.
Oczywiście można też powiedzieć, że jest też grupa osób, które nie muszą się o dochodowość martwić, bo mają dobrą sytuację finansową, ale na to ekonomista też popatrzy z ugrzecznionym uśmiechem.
Przy takich czynnikach zewnętrznych jak wysoka i stale nakręcająca się inflacja, wysoka dynamika wzrostu kosztów i niepewna sytuacja międzynarodowa, żaden strategicznie myślący menadżer nie będzie patrzeć w przyszłość hurraoptymistycznie.
(na marginesie, według IQVIA to wzrost naszego rynku rok do roku w marcu 2022 r. wyniósł 15%, należy więc przyjąć, że wzrostu nie było, bo wyniósł tyle, co stopa inflacji a realnie, może nawet mniej. Wzrost wynikał więc ze wzrostu cen produktów).
Ratunek usługowy.
Pojawiła się oczywiście atrakcyjna wizja usług, jakie wjeżdżają nam na horyzont na białym koniu.
Od teraz mamy więc świadczyć usługi i w nich upatrywać przyszłości aptek.
Czy mamy jednak jakikolwiek kraj, w którym apteki utrzymują się głównie z usług? Nie.
Usługi są wdrażane impulsowo w zależności od potrzeb zdrowotnych społeczności i finansowane przez państwo. Dzieje się tak dlatego, że dostosowanie do świadczenia usług jest kosztochłonne. Chcąc mieć gwarancję przekroczenia progu rentowności (zwrotu poniesionych nakładów na dostosowanie), apteki nie decydują się na rozszerzanie działalności bez promesy długofalowej kontynuacji nowych aktywności.
Usługi są wdrażane w porozumieniu z ustawodawcą, który zobowiązuje się do ich finansowania.
Czy Polska może to zrobić inaczej, po pioniersku? Jako aktywność komercyjną?
Można spróbować wszystkiego, ale czy to może się udać w kraju, który nie ma kultury dbania o swoje zdrowie?
Ostatecznie jak można oczekiwać ugruntowania rentowności aptek, uwieszając się na usługach, które nie wiadomo kiedy będą, jakie będą i czy + jak będą finansowane?
Rzeczywistość.
W ostatnich kilku latach zamknęło się prawie 2000 aptek…oczywiście można utrzymywać, że niektóre działały na granicy prawa, np. uczestnicząc w odwróconym łańcuchu obrotu lekiem. Pytanie tylko dlaczego to robiły? No tak, po pierwsze, bo mogły więc czemu nie próbować zarobić więcej, jeśli jest to możliwe, choć potencjalnie może wiązać się z karą. Czy zdecydowałyby się na to, jednak gdyby ich działalność była rentowna?
Oczywiście nie ma nieskończonej liczby punktów detalicznych, w wyidealizowanym pojęciu ekonomii to rynek reguluje, ile będzie aptek, ale czy mamy też jakąś określoną docelową minimalną ich liczbę?
Pamiętajmy, że społeczeństwo będzie się starzeć i możliwe, że kiedyś usługi komercyjne, płatne przez pacjentów będą stanowić duży segment działalności naszych aptek. Być może tak się stanie, o ile nauczymy się zrozumiale werbalizować potrzeby naszej branży.
Jednak czy to się komuś podoba, czy nie, dziś polskie apteki utrzymują się z marży generowanej przez sprzedaż. To marża daje środki na wynagrodzenia i jej wielkość warunkuje stabilność zatrudnienia. Z tego elementu pochodzą też środki, jakie można przeznaczyć na poszerzanie działalności, a więc i na rozwój usług.
Jeśli nie nauczymy się mówić językiem zrozumiałym dla decydentów, to nadal będziemy traktowani jak trochę infantylni sklepikarze sprzedający tabletki.
Lubimy podglądać inne kraje, widzimy, że apteki wdrażają inne aktywności, że farmaceuci się rozwijają i nikt nie oczekuje, że będą w ten rozwój inwestować tylko dla satysfakcji. Pomijamy jednak fakt, że farmaceuci w tych innych krajach, inwestują też w swój rozwój ekonomiczny.
Obawiam się jednak, że do poważnej rozmowy o przyszłości naszej branży potrzeba dużo więcej niż wyliczeń pokazujących jak niską marżę generuje sprzedaż leków refundowanych.